26.8.11

#51



Do Werony jedzie się jakieś pół godziny. Transitalia interregionale. Jeśli kupiłeś bilet za 4 euro podróż wydłuża się do półtorej godziny. Transitalia regionale. Sprytny konduktor nie dał się nabrać na nieznajomość włoskiego i angielskiego oraz na świszczące sz, czkające cz i żebrzące rz. Po dziesięciu minutach jazdy musiałyśmy wysiąść i poczekać na nasz pociąg. Różnił się tylko tym, że klimatyzacja bardziej mroziła i jechał godzinę dłużej.
Trasa ta sama.
Kiedy dotarłyśmy do centrum zalała nas fala turystów. Pierwsze co zobaczyłyśmy to słaba kopia Koloseum, a przy niej mumie i faraon oślepiani fleszami aparatów. Synteza Rzymu i Kairu w środku Werony. Mijając Armaniego, Coco i Kleina, doszłyśmy na główny plac, po drodze zahaczając o balkon Gulietty. Do domu Romea nie dotarłyśmy. On był mniej ważny w tej bajce. Tłumy turystów i zaplute serduszkami ściany nie budziły wątpliwości, gdzie jesteśmy. Do posągu Julii stała długa kolejka rozchichotanych ludzi. Prawa pierś była wypolerowana milionami dłoni i łagodnie olśniewała gapiów.
Serce jest po lewej stronie, a wielka miłość i tak czeka już za rogiem.
Balkon jest mały, potężny i blisko ziemi, żeby nie zawalił się pod ciężarem podnieconej turystki machającej włosami do swojego Romea, czekającego grzecznie na dole.
Sklepy z pamiątkami w Weronie są straszne. Tylko serduszka, amorki i na wszystkim napis „Romeo i Julia”. To nie jest miasto dla zawiedzionej miłości. Gdybyśmy zostały tam chwilę dłużej na pewno zobaczyłabym małego amorka, celującego we mnie swoją zatrutą strzałką.
Jadłyśmy pizzę na głównym placu. Ruccola spadała nam pod stół.
My również zostawiłyśmy nasze serca w Weronie. Kiedy otrzymałyśmy rachunek, niebijące nie były nam już potrzebne.
Panorama oglądana z samej góry jest piękna. Morze pomarańczowych dachów. Kościół Anastazji schowany przed tętniącym centrum też jest piękny.  Żebrzące figury.
Lubię Weronę. Nie lubię turystów. 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz