Zaczęło się od przypadkowych portretów. Po prostu miałam przy sobie aparat i zrobiłam kilka zdjęć znad stołu. Po kilku miesiącach znowu przyszłam uzbrojona w sprzęt, tym razem nastawiając się na pełną dokumentację życia babci. Jak to bywa z nastawieniami i wielkimi oczekiwaniami, nic z tego nie wyszło. Tak bardzo zaangażowałam się w pokazanie otoczenia, mieszkania, kamienicy, mebli i różnych bibelotów, że "uśmierciłam" własną babcię! Puste przestrzenie, odczuwalny brak w kadrze, czarne ramki... Zrozumiałam, że nie zrobię tego w jeden dzień, tydzień, miesiąc...
Teraz oswajam babcię z obiektywem i sama przyzwyczajam się do Niej jako modelki. Czeka nas jeszcze bardzo dużo spotkań i rozmów przez obiektyw, żeby ten dokument zaczął nabierać jakiś kształtów. Na razie robię zdjęcia "szkicowe". Brzydsze i ładniejsze kadry. Ciekawsze i nudniejsze. Zauważam błędy... Na ostatniej sesji babcia jest prawie zawsze odwrócona do mnie tyłem! To ja się na razie boję.
Babcia chce pozować. Zgadza się na wszystko. Fajnie, że mam babcię.